Wojna handlowa nabiera tempa, za sprawą Donalda Trumpa, który co rusz nakłada cła na nowe towary i grozi nałożeniem kolejnych. Czy jego protekcjonistyczna polityka doprowadzi do światowego kryzysu?
W czerwcu Trump ogłosił wprowadzenie 25% ceł na produkty chińskiego eksportu do Stanów Zjednoczonych o wartości 50 mld dolarów, a w zeszły piątek w wywiadzie dla telewizji CNBC zapowiedział, że jest gotów nałożyć cła na chińskie towary o wartości 500 mld USD. Chiny zapowiedziały rzecz jasna cła odwetowe. Powodem nakładanych ceł na Chiny jest nie tylko niekorzystny bilans handlowy USA z tym krajem, ale także oskarżenia amerykańskiej administracji o kradzież własności intelektualnej i bezprawne wykorzystywanie amerykańskich patentów do produkcji tańszych wersji oryginalnych amerykańskich sprzętów. Brak gotowości chińskich władz do rozmów na ten temat jest odbierany bardzo negatywnie przez Amerykanów.
Jednak Chiny to nie jedyny cel wojny Trumpa, oskarża on także Unię Europejską o oszukiwanie Stanów Zjednoczonych i zapowiada nałożenie ceł na unijne samochody, których głównymi odbiorcami są amerykanie. Unia Europejska odpowiada stanowczo i grozi środkami odwetowymi o wartości 294 mld USD. Wojna handlowa nabiera zatem rozpędu i nikt nie jest w stanie przewidzieć kolejnych ruchów. Trump postanowił wywiązać się ze swojej obietnicy wyborczej i realizować program „Ameryka przede wszystkim”, ale jego działania mogą mieć zgoła odwrotny skutek. Cła mogą spowodować wzrost kosztów firm (brak dostępu do taniej stali i aluminium), w efekcie czego nastąpi wzrost cen i spadek sprzedaży. Wojna celna wprowadza również niepewność, która odstrasza inwestorów, co może prowadzić do spowolnienia wymiany handlowej i wzrostu gospodarczego.