Zrobiło się poważnie i gorąco, FED przestał żartować, podwyższył stopy procentowe o 75 p.b. i zapowiedział kolejne podwyżki, aż do stłamszenia inflacji do poziomu 2%. Nie ważne są przy tym ofiary, czyli załamanie gospodarcze i wzrost bezrobocia, cel inflacyjny musi zostać zrealizowany. Dolar zareagował gwałtownym umocnieniem, giełdy delikatnymi (jak na razie) spadkami.
Bardziej jastrzębi FED nieco zaskoczył rynki, spodziewano się wprawdzie podwyżki o 75 p.b., ale już nie deklaracji o walce z inflacją do upadłego, bez oglądania się na recesję i rynek pracy. Wygląda na to, że stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych będą niedługo naprawdę wysokie, co wywoła nieunikniony kryzys na rynku nieruchomości i kredytów hipotecznych, a także falę bankructw. Reakcja rynków na takie wieści jest bardzo umiarkowana, żeby nie powiedzieć, znikoma. Być może rynek dopiero czeka na sygnał do większej sprzedaży albo nie uwierzył w deklaracje Powella. W każdym razie gwałtowna, paniczna wyprzedaż może być jeszcze przed nami. Gdyby jednak rynek tego nie wykonał w najbliższych dniach, można się tego spodziewać po każdym najbliższym odczycie inflacji, który będzie powyżej oczekiwań. Sentyment do inwestowania pozostanie zatem w najbliższych miesiącach niedźwiedzi i należy spodziewać się raczej zmaterializowania najgorszego scenariusza.