Eskalacja wojny handlowej między Stanami Zjednoczonymi a Chinami wprowadza coraz większe napięcia na rynki finansowe. Wymiana ciosów trwa w najlepsze, Chiny zwiększyły cła na amerykańskie produkty, amerykanie odpowiedzieli kolejnymi cłami, a prezydent Trump wezwał amerykańskie firmy do wycofania się z chińskiego rynku. Nad globalną gospodarką zawisło widmo recesji.
Spowolnienie w Chinach jest już mocno odczuwalne w Europie, mniej zamówień przekłada się na słabe dane z europejskiego przemysłu. Szczególnie cierpi na tym gospodarka niemiecka, która jest motorem napędowym całej strefy euro, a jej istotnym źródłem dochodów jest eksport towarów i usług. Nie od dziś wiadomo, że Donald Trump jest przeciwnikiem Chin i Unii Europejskiej, oskarżając je o zaniżanie swojego kursu walutowego i nieuczciwe dotowanie przemysłu, dzięki czemu uzyskują przewagę nad Stanami Zjednoczonymi w wymianie handlowej. Działania Trumpa są zatem obliczone na eskalację napięć i doprowadzenie do recesji w którejś z tych gospodarek.
Rykoszetem odbija się to jednak na gospodarce Stanów Zjednoczonych, gdzie nastąpiła inwersja krzywej rentowności obligacji, będąca silnym sygnałem nadchodzącej recesji. Trump apeluje do prezesa FEDu, Jeroma Powella, o cięcia stóp procentowych i nazywa go „największym wrogiem Ameryki”, ale cała odpowiedzialność za nadchodzący kryzys spadnie właśnie na niego. Głównym czynnikiem spowolnienia jest bowiem protekcjonizm w międzynarodowym handlu, a nie cena kredytu, która i tak, biorąc pod uwagę historię amerykańskiej gospodarki, jest na bardzo niskim poziomie. FED zachowywał się do tej pory bardzo racjonalnie, podczas dobrej koniunktury podnosił stopy procentowe, aby nie dopuścić do przegrzania gospodarki i nadmiernego wzrostu inflacji. Trump podsycając wojnę handlową kolejnymi cłami, nie dąży do zawarcia ugody, czym działa na szkodę również swojego kraju.
Świat zaczyna przygotowywać się do kryzysu, który wydaje się nieunikniony. Widać to na naszej rodzimej giełdzie, gdzie odpływ kapitału w ostatnich tygodniach jest znaczący, a także na walucie, która osłabia się względem dolara, euro i franka szwajcarskiego. Widać to również po rosnącej cenie złota, wycenianego już na ponad 6000zł za uncję.